O K M F

Ostródzki Klub Miłośników Fantastyki

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

  • Index
  •  » Sesje
  •  » Coś więcej. Rozdział I - gorycz

#1 2010-11-11 23:29:40

M.

Nowy użytkownik

Punktów :   

Coś więcej. Rozdział I - gorycz

Apartament na 30 piętrze robił wrażenie. Nowoczesne meble, najnowszy sprzęt audio-video, łazienka wyposażona we wszystko, w co tylko może być wyposażona łazienka.
David Bradley siedział na skórzanej kanapie ze szklanką whiskey w ręku. Spodnie miał spuszczone. Gorąca dziewiętnastka prężyła się robiąc mu loda. Druga, o rok zaledwie starsza,  masowała jego barki liżąc mu namiętnie prawe ucho.
- Dziwki won. – rzucił niedbale. Dwudziestolatka odchyliła głowę, jednak nie zabrała rąk zbita z tropu. Jej koleżanka nie usłyszała zajęta głośnym jęczeniem.
- DZIWKI WON! – ryknął zniecierpliwiony. Panny do towarzystwa szybko zebrały się i wyszły. I tak były opłacone z góry.
Wstał naciągnął spodnie. Nalewając kolejną szklankę pomyślał, ile wypłat przeciętnego człowieka trzeba, by kupić butelkę tego gówna. Podszedł do okna, a właściwie do przeszklonej ściany, za którą rozpościerali się widok rozświetlonego nocą Los Angeles. Miasto aniołów leżało u jego stóp.
Gapiąc się na nie myślał o swoich drogich samochodach, garniturach, podróżach, dziwkach i przyjęciach. O czwartkowym wywiadzie dla Times’a, o bzdurach wypisywanych na jego temat w brukowcach. Miał wszystko, jednak czuł, że to wszystko jest nie tak. Czuł dziwną gorycz, miał uczucie, że to wszystko nie jest na swoim miejscu, że to tylko sen. Czuł, że musi być coś więcej.
Z zamyślenia wyrwał go dzwonek do drzwi. Nie wiedzieć czemu czuł, że to może być owo „coś więcej”. Podekscytowany podbiegł do drzwi i otworzył. Nie było nikogo. Pod drzwiami leżała czerwona koperta, a w niej niewielki kluczyk i kartka:
„Port lotniczy Tokio-Haneda 05.11.2010 r. godzina 12:45
M.”

Suzuki Hikaru stał na krawędzi dachu biurowca. Patrzył na Kioto z góry. Był urzędnikiem niższego szczebla w filii jednego z tokijskich banków. Sam nie wiedział, czemu przyszedł tego dnia na dach, dlaczego stanął na krawędzi i chciał skoczyć. Czuł w środku dziwną gorycz. Jego ewentualny skok wydawał mu się mało istotny, podobnie jak żona, dzieci, praca, wyjazd z raportami do centrali na początku grudnia... miał wrażenie, że gdzieś powinno być coś więcej.
Wrócił do biura i zaczął wertować służbową korespondencję, jakby nic się nie stało. Uczucie jednak go nie opuszczało. Natknął się na dziwną czerwoną kopertę pozbawioną adresata i nadawcy. W środku znalazł mały kluczyk i kartkę następującej treści:
„Port lotniczy Tokio-Haneda 05.11.2010 r. godzina 12:45
M.”


W pracowni latały rury, kolanka, śruby. Uderzały głośno o ściany, niszczyły meble. Rzucona butla z gazem trafiła w wiadro stojące na taborecie. Brudna woda zalała dywan. Adriano Canelli złapał taboret i z rykiem roztrzaskał go o resztki „Czempiona” – jego ostatniego dzieła, zespawanego z metalowych strzępów. Teraz resztki „Czempiona” walały się po całej pracowni.
Adriano uspokoił się nieco i usiadł pośród metalowych ruin. Świadomość, że nie może w pełni przedstawić tego, co ma w głowie doprowadzała go do szału. Inni cenili jego instalacje, o czym świadczy choćby zaplanowany na grudzień wernisaż w Tokio, jednak jego samego napawały obrzydzeniem. Czuł dziwną gorycz. Czuł, że jego sztuka nie odpowiada jego wizjom, czuł że powinno być coś więcej.
Uniósł głowę. Na zgliszczach „Czempiona” leżała czerwona koperta.

Było zimno, ale dwójka wagarowiczów nie zwracała uwagi na listopadowy chłód. Siedzieli na ławce nad jeziorem.
- Mówię ci Igor – awanturował się jeden z nich – nowe elfy to zupełnie nie ten klimat!
Igor Barannikov nie odpowiadał. Był jakiś zamyślony. Patrzył na świat i świat go nudził. Pewnie dlatego tak lubił grać. Gdy grał potrafił w magiczny sposób zmienić pionek i kostkę w czarodzieja i jego zaklęcie. Gdy kończył grać wracało to uczucie – ta dziwna gorycz. Jednak nawet jak grał czuł, że to nie do końca to, że powinno być coś więcej.
- Kurcze, jak ja Ci zazdroszczę! – walnął ni z gruchy ni z pietruchy jego przyjaciel – Co ja bym dał, żeby wygrać ten bilet na konwent RPG w Tokio! – rozmarzył się.
Igor milczał i gapił się na kaczkę.
- Jakby tu i teraz – zaczął nagle – pojawił się portal. Przeszedłbyś?
Teraz ten drugi zamilkł.
- Pierdolenie – rzucił w końcu i znów zasypał Igora potokiem słów o nowej grze.
Igor słuchał, odpowiadał co jakiś czas, jednak wciąż myślał o tym, skąd w jego kieszeni znalazła się jakaś kartka.... Kopera w właściwie... Z jakimś przedmiotem w środku... Nie wyjmując ręki z kieszeni znalazł klucz.

- Panda trzy... – student ściskał indeks, jakby bał się, że ten zniknie. Profesor Radosław Chlebok (studenci mówili o nim „Chlebu”), do którego kierowane były słowa też oglądał demotywatory.
- Pantera się nauczy i przyjdzie we wrześniu – rzucił Chlebu uśmiechnięty. – No daj ten indeks, żartowałem. – dodał pospiesznie widząc, że student zaraz się popłacze.
Profesor lubił uczyć i lubił studentów. Jednak uczenie mu nie wystarczało. Czuł gdzieś w środku dziwną gorycz, uczucie, że w ten sposób powiela tylko jakiś schemat. Czuł potrzebę odkrywania, poznania czegoś więcej.
Student podziękował i wyszedł zadowolony, zaś Chlebu zatopił się w papierach. Przed wyjazdem na sympozjum naukowe do Tokio musiał jeszcze wiele przygotować.
Po kilku godzinach pracy zaczął pakować papiery do swojej teczki. Gdy ją otworzył, znalazł na jej dnie małą, czerwoną kopertę. Łapówka? Ale tak... po egzaminie? Dociekliwość nie pozwoliła mu nie zajrzeć.

Ostatnio edytowany przez M. (2010-11-11 23:31:20)

Offline

 
  • Index
  •  » Sesje
  •  » Coś więcej. Rozdział I - gorycz

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.muoteck.pun.pl zareklamujsie timik