O K M F

Ostródzki Klub Miłośników Fantastyki


#1 2010-11-19 13:43:33

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Warchaos - czyli moja konwersja młotka

Siemka. Jestem z natury dociekliwy więc od mojego pierwszego kontaktu z eRPGiem czyli m1 zastanawiałem się co jest co. Najpierw zamęczałem pytaniami swojego MG czyli Jara, potem Ksysia bo wiedziałem, że skombinował se podręcznik, potem sam go przeczytałem. Później był dłuuugi okres kiedy wciąż coś czytałem, pytałem, dowiadywałem, analizowałem, badałem itd. Łykałem praktycznie wszystko co ma choć trochę wspólnego z młotkowym tematem. I zawsze miałem niedosyt, niesmak albo najzwyczajniej w świecie wiedza która serwowana była w podręcznikach nie pokrywała się z tym co wiedziałem z własnych źródeł. Niestety niespecjalnie coś mogłem poradzić bo jedyne wyjście w eRPGu by zaserwować własną wizję świata to przejąć pałeczkę MG i zasiąść do misiowania. A przez długie lata nie czułem się na siłach by się tego podjąć. Teraz mam okazję i misiowania i przedstawienia własnej wizji więc to robię. Mam plana przedstawić w tej serii ową wizję by i was z nią zaznajomić.

Offline

 

#2 2010-11-19 15:39:13

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: Warchaos - czyli moja konwersja młotka

Planetologia.

No cóż, zacznę od tego, że wyszedłem z założenia, że jak nie jest nabazgrane przez autorów jakiś konkret to uznałem, że im na nim nie zależy i zostawiają wolne pole nam, Graczom, czyli min. mnie. Ja zaś tam gdzie nie było konkretów posługiwałem się odnośnikami z naszego uniwersum.

Tak więc co wiadomo o planecie z młotka?

Nazwa

-No więc po pierwsze nie wiadomo jak się planetka wabi. Ok, ma to sens bo ludziki w zamierzchłych czasach jak już gdzieś swe naukowe oko kierowali to w niebo i tamtejszym mieszkańcom nadawali imiona i znaczenie. A na to co pod nogami nikt specjalnie uwagi nie zwracał. Nawet u nas specjalnie szału ni ma, nazywamy naszą planetę Ziemią, tak samo jak to po czym chodzimy na co dzień. Mieszkańcy młotplanety wychodzą więc pewnie z takiego samego założenia. Pomijając taki szczegół, że takimi kwestiami to się może głowę zaśmiecać jakiś promil populacji. Tak więc młotplaneta nie ma zwyczajowej nazwy. No może jakieś romantyczne cyfrowo-liczbowe oznaczenie kodowe na gwiezdnych mapach Przedwiecznych.


System Gwiezdny

-Niewiele o nom wiadomo. W centrum jest gwiazda. Jest jedna. O jej ewentualnym towarzyszu czyli systemie gwiazdy podwójnej (w kosmosie całkiem częstej swoją drogą) nic nie wiadomo czyli jest jedna główna gwiazda.

-Wielkość gwiazdy i jej typ... No cóż, znów ani słowa. Fakt, ów podział jest w miarę współczesny i w młotkowych czasach nikt se nim głowy nie zaśmiecał. Chociaż w jakiś archiwach starych ras mogło się coś uchować z wiedzy Pradawnych. Ja roboczo zakładam, że gwiazda jest podobna do naszego Słońca. Skoro i tam i u nas mogą żyć ludzie to i warunki kosmiczne muszą być podobne.
-Z kolei jeśli gwiazdy są podobne to i ich biosfera jest podobna. Biosfera czyli strefa położona wokół gwiazdy w której ma szanse ulunc i utrzymać się życie w znanej nam formie. Nie może być zbyt blisko gwiazdy by nie zostało spalone i zbombardowane ciężkim promieniowaniem i zbyt daleko by nie zamarzło zanim się urodzi. U nas taka strefa ciągnie się mniej więcej od Wenus do Marsa. W młotku zaś owa planeta również musi szwendać się gdzieś po tym obszarze.


Inne Planety

-O innych planetach w młotku ani słowa. Można więc odnieść wrażenie, że młotplaneta krąży samotnie swoją gwiazdę-matkę. To akurat byłoby trochę dziwne jak dla mnie. Może być jako bug w grze, autorzy mogli uznać, że skoro nie jest to sf-eRPG to inne planety są zbędne. No nie wiem. Jak dla mnie i z tego co wiem o  astronomii (jednak amatorsko i tylko teoretycznie), szanse na to są dość małe.
-W końcu na etapie tworzenia się układu gwiezdnego cała materia którą  nie pochłonie gwiazda jest rozrzucona dość luźno po systemie. Z tej materii dopiero formują się planety i inny pomniejszy chłam. Gdyby w jednym punkcie zebrała się cała lub większość pozostałej materii mielibyśmy planetę giganta w stylu naszego Jowisza lub Saturna albo i jeszcze większą w stylu prawie drugiej gwiazdy. Taka planeta zaś moim zdaniem nie pasiłaby do wizji drugiej Ziemi jaką jawi się nam młotplaneta. Na takiej gigantycznej planecie nie mogłoby powstać i utrzymać znane nam życie ot choćby z powodu gigantycznego ciążenia. (ok, mogłaby być duża i rzadka czyli być np. o masie Ziemi i o objętości powiedzmy Jowisza ale to wtedy byłaby to konsystencja baaardzo rozrzedzonego gazu czyli nic do zamieszkania).
-Wszystkie te dywagacje sprowadzają się do jednego: skoro gwiazda jest taka jak u nas i planeta jest taka jak u nas i system jest taki jak u nas to młotplaneta nie może być sama. Musi mieć jakąś familię.
-Więc jeśli pomijając bug pt. "bo w młotku inne planety są niepotrzebne" mogą być inne planety w systemie. Jeśli nie ma o nich wzmianki u astronomów to albo są dość małe, jak nasz Merkury czy Pluton albo dość odległe. Mogą też być dość niską tzw. jasność czyli dość dobrze pochłaniają promieniowanie gwiazdy, przez co niewiele się ich odbija od ich powierzchni a przez to ą dość słabo widoczne. Tak więc młotplaneta może mieć dość liczną rodzinkę ale albo nie wielką albo odległą albo ciemną.
-No i na koniec jako "wypełniacz brakującej masy" może być mnóstwo kosmicznego śmiecia czyli różne wędrowne planetoidy, komety, meteory i tym podobne kosmiczne ścierwo. Nie wierzę jednak w wizję: jedna gwiazda, jedna planeta i reszta w drobnicy. gdyby tak było przypadki zniszczenia miast jak w Moordheim byłybu powiedzmy raz na 10 lat a najrzadziej raz na 100 lat a nie raz na tysiąclecie (w ciągu kilkutysięcznej zarejestrowanej historii ras młotka doczytałem się tylko kilku wizyt gości z kosmosu, wyszłoby pewnie coś w stylu raz na 1000 lat) co i tak jest dość częste w porównaniu z Ziemią. Gdyby owa wizja z mnóstwem drobnicy była prawdziwa rasy na młotplanecie dużo bardziej obawiałyby się gniewu niebios bo praktycznie co 2-3 pokolenia ludzi i praktycznie każde pokolenie starszych ras byłoby świadkiem jakiś zniszczeń dokonywanych z nieba a nic takiego nie ma miejsca. Dlatego uważam to za kolejny dowód na to, że są inne planety systemie.


Satelity Młotplanety

-Księżyce jakie są każdy widzi. Młotplaneta ma dwa, Mannslieb - ten "dobry księżyc" i Morrslieb - ten "zły księżyc". Tu akurat jest ciut więcej konkretów. Wiadomo, że Maanslieb ma cykl 25-dniowy (to prawie jak nasz Księżyc który ma cykl 28-dniowy). Morrslieb nie wiadomo jaki ma cykl ale wiadomo, że jest nieregularny.
-Ponieważ księżyce są dwa a u nas jeden oznacza to, że mają dwa razy większy wpływ na swoją planetę-matkę niż nas samotny Księżyc na naszą Ziemię. Ponieważ oba księżyce są widoczne gołym okiem, i ewidentnie są większe niż gwiazdy, oznacza to, że są wielkości naszego Księżyca i krążą mniej-więcej w takiej samej odległości od planety.
-Jednym z największych wpływów Księżyca na naszą planetę są pływy morskie czyli cykl przypływów i odpływów wód na planecie. Więc podobnie jest i w młotku. Ponieważ są jednak dwa księżyce i muszą być bliżej, (przynajmniej Maanslieb) to i ich wpływ może być podobny lub większy. Co prawda może się okazać, że księżyce są dość rzadkie czyli mają dość niską gęstość w stosunku do zaobserwowanej wielkości ale nie sądzę by tak było. Dlatego cykl przypływów i odpływów na młotplanecie jest podobny jak u nas lub większy. Czyli morscy bogowie i patroni naprawdę nabierają znaczenia. Cykl przypływów i odpływów jest szczególnie gwałtowny w trakcie koniunkcji młotplanety i obu księżyców. Wtedy na wybrzeżach morskich musi być naprawdę ciekawie...
-Co do Maanslieba jego krótszy obieg oznacza, że jest bliżej swojej planety niż nasz Księżyc. Nie jest określona jego wielkość ale wystarczy by był na niebie 2-3 razy większy od gwiazd by dla każdego był wyraźnie widoczny. Może być większy lub mniejszy od Księżyca a więc jego wpływ na planetę będzie proporcjonalny. Z racji różnicy mas między planetą a satelitą prawdopodobnie tak samo jak nasz Księżyc jest nieruchomy czyli zawsze zwrócony do planety tą samą stroną (wynika to z różnicy grawitacji, masa satelity jest na tyle mała, że nie ma on siły na nabranie ruchu obrotowego). Maanslieb musi być rodzimym wytworem systemu. Wskazuje na to jego regularny rytm. Prawdopodobnie powstał razem z narodzinami planety lub tuż po. Oznaczałoby to, że jego skład a więc i gęstość jest podobny do rodzimej planety. Stąd ni ma cudów co do jego gęstości.
-Morrslieb jest cudakiem. Ma nieregularną orbitę. Jak dla mnie jest ciałem obcym w planecie. Może to być jakiś wędrowny śmieć przechwycony przez grawitację Młotplanety. Stąd jego niestandardowe zachowanie. Co za tym idzie jego skład i gęstość może być prawie dowolna. Na pewno nie może być za duża i zbyt silna bo przy dużej masie zakłóciłby pierwotny rytm układu Młotplaneta-Mannslieb. A nic takiego się nie stało. Więc jego gwiezdne oddziaływanie jest raczej znikome. Jego dziwne oddziaływanie jest prawdopodobnie spowodowane nieregularną orbitą (stąd zagrywki w stylu: pojawiam się i znikam). Zapewne jest dość wydłużona albo nawet przekrzywiona w stosunku do płaszczyzny osi obrotu Młotplanety. Ale jak sadzę mógłby się błąkać przy maksymalnym zbliżeniu do Młotplanety mógłby wchodzić bliżej niż normalnie Mannslieb a przy maksymalnym oddaleniu dalej od niego. Nie wiem czy taki układ by przetrwał dłuższą próbę czasu (w gwiezdnej perspektywie). Na mój gust prędzej czy później grzmotnąłby w Mannslieba lub w Młotplanetę.
-hm... ciekawe by było jakby się okazało, że Morrslieb to cusik w stylu Gwiazdy Śmierci. Pasowałoby do techniki Pradawnych. Co więcej wiadomo, że Pradawni odeszli parę dobrych tysięcy lat temu. To fakt raczej niepodważalny. Już ich nie ma. No i faltycznie, na planecie już ich nie ma, ale na gwiezdnym statku? Może to ich ostatni przyczółek na tym świecie? W końcu Sigmar gdzieś zniknął no nie? Fakt, zachowanie Morrslieba niespecjalnie pasi do dzieła Pradawnch. Ale może być ich dziełem, zniszczonym, awaryjnym, ledwo działającym mechanizmem. Do tego pewnie opanowanym przez Chaos. W końcu są przypadki dobroczynnego wpływu owego satelity na siły zła. No ale cóż, dla mnie sama idea kosmicznego statku wielkości księżyca jest baardzo pociągająca. A nieregularna orbita? No cóż, na wpółrozwalone sterowanie silnikami manewrującymi i tyle

Offline

 

#3 2010-11-19 17:01:50

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: Warchaos - czyli moja konwersja młotka

Planeta

- Sama planeta niejako skazana jest na bycie odbiciem Ziemi. Co o niej wiadomo na pewno? No wiadomo, że jej rok trwa 400 dni. O ile się orientuję więcej gwiezdnych danych nie ma lub się do nich nie dorwałem albo zapomniałem.

- 400-dniowy rok oznacza, że Młotplaneta zasuwa ciut dalej od macierzystej gwiazdy niż Ziemia. Skoro nie ma żadnych wskazówek, że jest jakoś szczególniej zimniej w porównaniu do naszego świata oznacza to, że nie jest to istotna różnica. Może być np, że ichnia gwiazda jest ciut mocniejsza od Słońca. Może się również okazać, że planeta jest w takiej samej odległości albo nawet bliżej ale wówczas oznaczałoby, że szybciej się kręci wokół własnej osi i wówczas cykl dobowy byłby odpowiednio krótszy niż u nas.

- Kalendarz młotka, czyli tzw. kalendarz imperialny jest moim zdaniem wzięty na chama z naszego uniwersum, ot tak aby było dziwnie. Po co dzielić śliczne, ładne równe 400 na 12 skoro to daje jakiś durny i trudny do wyumienia wynik? No aż się prosi by zrobić 20 miesięcy po 20 dni. Tudzież 10 miesięcy po 40 dni. Po co jakieś takie głupie kombinacje? Kalendarz imperialny jest kalendarzem słonecznym, liczy się w nim cały rok czyli obieg planety wokół gwiazdy. To jak się posztukuje go na kawałki czyli na miesiące nie ma większego znaczenia. Owe miesiące robi się dla łatwiejszego operowania czasem a nie po to by utrudniać sobie życie. Ponadto u nas miesiąc słoneczny i księżycowy różnią się mniej bo słoneczny ma ok 30 dni a księżycowy 28 dni czyli różnica jest 2 dni. W młotku słoneczny ma 33 dni a księżycowy 25 dni czyli różnica to 8 dni. Ja bym ustalił np. 8 miesięcy po 50 dni. Wówczas jeden miesiąc słoneczny jest równy dwóm miesiącom księżycowym. No ale...

- O samej planecie nie ma również żadnych wzmianek o jakiś sensacyjnym cyklu pór roku. Na pewno wiadomo jednak, że są. Oznacza to, że Młotplaneta tak samo Jak Ziemia jest pochylona pod pewnym kątem w stosunku do swojego obrotu. Czyli, że też ma swoje zwrotniki czyli równoleżniki do których maksymalnie się odchyla a później wraca na drugą półkulę. Świadczą o tym także obchodzone święta równonocy i przesileń powszechnie występujące we wszystkich cywilizacjach planety. Tak więc pory roku i ich czas występowania i zasięg są mniej więcej takie jak u nas.

- Wschód i zachód. Czyli kierunek w jakim się obraca planeta w rytmie dobowym. Też jest taki jak u nas. Czyli u nas najpierw "słońce wschodzi" w Rosji a u nich w Kislevie a zachodzi we Francji a u nich w Bretonii.
- Ma to wpływ na prądy morskie i główne wiatry. Oznacza bowiem, że są ukierunkowane mniej więcej jak i u nas. Co do prądów oznaczałoby to, że przy równiku płyną ze wschodu na zachód zgodnie z ruchem obrotowym planety. Czyli płynął ciepłe prądy od zach wybrzeży Arabii i Południowych Krain, na południe od Ulthuanu aż do hm... "Jukatanu" w Nowym Świecie. Tam natrafiają na barierę w postaci kontynentu. Więc płyną dalej rozdzielając swe wody na południe i płyną wzdłuż wschodniego wybrzeża Lustrii i na północ wzdłuż wybrzeża Nowego Świata. Tam wpływają w rejon między NŚ a Ulthuanem i płynął dalej. Mijając w większości od zachodu Albion sięgają jeszcze północno-zachodnich wybrzeży Norski. Tam znów trafiają na ścianę kontynentu. Część zawraca i sunie na zachód wzdłóż Północnych Pustkowi i dociera aż do wschodnich rejonów Naggaroth. Dzięki temu woda od wsch Naggaroth po zach Norskę nie zamarza nawet w zimie. Dopiero tam wytracają swoje ciepło ale nie siłę. Teraz zaczynają płynąć z powrotem na południe ale stają się już zimnym prądem. I tak już to się kręci.

- Wielkość i gęstość planety. Znów jest zapewne taka jak u nas. Zwłaszcza gęstość planety ma znaczenie bo wpływa na siłę grawitacji na planecie. Ponieważ normalnie żyją tam ludzie musi być podobna jak u nas. Co do wielkości to jest ciut większa tolerancja. Jeśli planeta jest rzadka to może być większa od ziemi. Oznaczałoby to dłuższą podróż dookoła świata a także mniejsze niż u nas stężenie pierwiastków z dolnej krawędzi tablicy Mendelejewa. Przemawiałoby to też za wersją za bardziej oddalonym miejscu od gwiazdy bo im cięższe pierwiastki tym bliżej trzymają się gwiazdy. W przypadku gdyby przyjąć gęstszą wersję tej planety jest naturalnie na odwrót czyli krótsza podróż dookoła świata i większe stężenie pierwiastków ciężkich. Najprościej chyba i tak jest przyjąć zasadę, że wszystko jest tak jak u nas czyli średnio.

Offline

 

#4 2010-12-14 17:36:10

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: Warchaos - czyli moja konwersja młotka

Kalendarz

   W oryginale rok składa się z 400 dni podzielonych na 12 miesięcy.  Nazwy mają jakieś dziwne te miesiące. Co do dni to mają różne po 30 parę i są zmienne. Nie wiem po co se tak utrudniać robotę. Jak ja bym projektował kalendarz i już zdecydował się na te 400 dni to albo podzieliłbym to inaczej. Póki co zdecydowałem się zostawić owe 12 miesięcy. Jednak by se ułatwić życie nazwy i kolejność jest jak u nas czyli zaczyna się w styczniu i kończy w grudniu. Co do długości to wszystkie miesiące zrobiłem po 33 dni. Razem daje to 12 x 33 = 396 dni. Owe brakujące 4 dni wzorem Majów postanowiłem wrzucić luzem na koniec roku jako święto albo co. Tak więc po grudniu następuje 13 "miesiąc" składający się z 4 dni zaliczany jeszcze do starego roku.

Z rokiem związany jest też pozorny ruch gwiazdy głównej. W młotku oznacza to, że równonoc wiosenną na 14 marca, letnie przesilenie na 28 czerwca, jesienną równonoc na 9 września i nzimowe przesilenie czyli geheimschaft (noc wiedźm) na 23 grudnia.

Offline

 

#5 2010-12-20 22:18:49

Shaciu

Administrator

Punktów :   

Re: Warchaos - czyli moja konwersja młotka

W światach fantasy zawsze wnerwiała mnie na siłę udziwniona natura. W "moim" młotku po maju jest czerwiec, rok ma 365 dni, a księżyc jest jeden. Pozwala się to lepiej odnaleźć w świecie i tak już nafaszerowanym magią. Na cholerę jeszcze bardziej to gmatwać?

Wyjątek od tej reguły stanowią światy, gdzie dziwna natura jest ważna dla samego jestestwa wszechrzeczy, jak na przykład w "Dragonlance", czy w Świecie Czerwonego Słońca. Te światy nie miałyby sensu w zwykłej geometrii wszechświata. Ale Warhammer? Co w nim luty przeszkadza?


"But I don't want to go among mad people," said Alice.
"Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."

Offline

 

#6 2011-01-11 14:34:37

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: Warchaos - czyli moja konwersja młotka

A swoją drogą zabawy z czasem autorom moim zdaniem też średniawo wyszły. Mam wrażenie że zrobili straszną niejednostajną linię czasu. Chodzi mi głównie o postęp techniczny, cywilizacyjny i takie tam bajery. Oficjalnie jest mniej więcej tak: Na Młotplanecie trwa w najlepsze epoka lodowcowa (tak jak i u nas mniej więcej w podobnym czasie. Do tego momentu można by chyba spokojnie uznać, że nasze dwie planety są bliźniaczo podobne. Jest jakieś 10-15 000 pne/pKI
   No ale w młotku lądują kosmici i zaczynają harce. Zmieniają orbitę planety co kończy epokę lodowcową. Potem pomagają naturze zasiedlić nowe tereny bo widocznie nie wierzą, że se poradzi tudzież obsieje nie tym co trzeba tudzież zrobi to zbyt wolno. No i potem Prastare ufoki biorą do żłobka elfy i krasie. Ludzi nie bo są zbyt tępi i niestabilni.
   Następny etap to właśnie budowa cywilizacji elfów i krasiów pod czujnym okiem alienów. Więc prowadzi się za rączkie aż do wielkiego kaa-boom na biegunach. W tym momencie, po jakiś 5000 latach opieki i rozwoju mamy rok ok 5000 pne/pKI. Stare rasy osiągają poziom mniej więcej obecny czy też w naszym realnym odpowiedniku poziom cywilizacji starożytnego Sumeru, Egiptu, Grecji czy Rzymu. Chodzi mi głównie o to co da się zmierzyć i zaobserwować czyli architekture, broń, pancerze i machiny. W końcu takie drobnostki jak garncarstwo czy magia jest niezmierzalna bo nie jest historycznie udokumentowana w eRPGach. Tak więc przez ponad 5000 lat kosmicznego żłobka stare rasy osiągają poziom naszych starożytnych.
   To ma być postęp? Fakt, uwinęli się 2x szybciej niż Grecy, Persowie czy Rzymianie ale "nasi starozytni" działali sami, bez kosmicznych nauczycieli. Sami musieli wymyślić koło czy wpaść na to, że zmieszanie cyny z miedzią daje brąz i takie tam duperele. Tymczasem skośnodupce i brodacze mieli pod ręką technologię o wiele przekraczającą naszą w XXIw. W końcu alieni umieli zmieniać orbity planet czy kształtować nowe kontynenty a my nie. Moim zdaniem nie jest winą starików taki powolny rozwój, raczej alieni z jakiś sobie powodów blokowali ów rozwój. Biorąc pod uwagę międzygalaktyczną wojnę z Chaosem nie jest dla mnie zrozumiałe. Na mój gust powinni raczej maksymalnie zabgrejdować i wyposażyć swoich nowych sojuszników. Przez te 5000 - 10 000 lat spokoju jaki mieli mogli spokojnie ich rozwinąć przynajmniej do naszego XXI w (dla nas ten okres to byłby od dziś do ok 3000 - 8000 rpne czyli w epoce gdy rodziły się pierwsze cywilizacje. Jak widać na naszym przykładzie jest to spokojny i naturalny rozwój bez żadnych alienowatych przyśpieszaczy. Więc jak dla mnie stariki spokojnie mogłyby mieć dziś Abramsy i B-2). Tak więc jak dla mnie pierwsze 5000 lat zostało zmarnowane. I czas i postęp wloką się w ślimaczym tępie. W takim świetle można by własciwie uznać, że alieni sztucznie hamowali rozwój tubylczych ras. Dowód? Weźcie pierwsze 5-7 tys lat przed Kaa-Booom i drugie po tym wydarzeniu. Widać aż taką różnicę?
    A potem czas jeszcze bardziej zwalnia. Wygląda na to, że stariki nie są zdolne do samodzielnego myślenia. Zupełnie jakby miały zakodowane, że można używać tylko tego czego nauczyli się od alienów. A jak mówiłem wcześniej wcale dużo tego nie było. Ok, krasie wymyśliły proch tuż przed Sigmarem. No ale czy na cywilizację z 10 000 letnim stażem to takie fenomenalne osiągnięcie? No czas najwyższy coś wymyślić. Ponadto nie jest do końca pewne czy brodacze faktycznie go wymyśliły czy wreszcie odważyły się sięgnąć po jakiś wynalazek alienów. A co wymyśliły w tym czasie skośnodupce? Nie wiem, nie słyszałem o niczym takim. Nie znaczy, że nic takiego nie było, może być po prostu zbyt nieuchwytne by to jakoś zauważyć.
   Mniej więcej kilka wieków po Sigmarze kończy się w młotku starożytność i zaczyna średniowiecze pełną gębą. (jak dla mnie czasy Sigmara to mniej więcej przełom końca antyku i początki średniowiecza). Tak więc u nas antyk trwał mniej więcej 5000 lat a w młotku ok 10 000 lat. Teraz mamy średniowiecze. U nas trwało ok 1000 lat. A wraz z nim słynni rycerze w kolczugach, pod koniec w płytach wraz z całym swym etosem rycerskim. Tymczasem w młotku np. w Bretoni, średniowiecze w najlepsze trwa, już coś koło drugiego tysiąclecia. Nie wiem jak wyjaśnić takie opóźnienie. Co więcej jeśli np. uznać Bretonię za schyłek średniowiecza (powiedzmy XI-XIIIw) to taka np. Norsca zatrzymała się na etapie Wikingów czyli w samym centrum, może nawet jego początkach (VIII-XIw). Właściwie z "nowoczesnych" państw które przebiły się przez tą epokę mamy tylko Kislev, Imperium, Tileę i Estalię. Nie wiadomo kiedy tam skończyło się średniowiecze ale niespecjalnie dawno temu, może góra 200-300 lat temu. Czyli nawet tam trwało ono ok 1500-1800 lat. Znów dłużej niż u nas. A w młotku są podobno stare, przyjazne rasy gotowe uczyć tępych, nierozgarnietych ludzi. U nas czegoś takiego nie było i znów obrobiliśmy się praktycznie dwa razy szybciej. U nas renesans polegał głównie na odkrywaniu ideałów i nauk starożytnych, wymarłych cywilizacji. W młotku są co prawda cywilizacje które wyginęły, ludzkie naturalnie więc tu zasada działa podobnie i powinno im zająć podobną ilość czasu. No i są starożytne cywilizacje wcale nie wymarłe, które wciąż pielęgnują owe tradycje na bieżąco. Wcale nie trzeba się bawić w archeologa, wystarczy wysłać poselstwo czy przedstawicielstwo handlowe i już ile się można naumieć "na żywo" z samego patrzenia. Mówię naturalnie o starikowych państwach. I z taką żywą ściągą też zajmuje to dwa razy dłużej? I to podobno gdy stariki postanowiły wesprzeć ludzi w ich rozwoju bo to ich naturalni sojusznicy w walce z Chaosem czy gobasami? no bzdura i tyle. tudzież zawodowa niechęć do przekazywania i zdobywania wiedzy z obu stron. I to niechęć trwała bo spokojnie trwa przez prawie dwa tysiąclecia.
    A Potem jest renesans trwa powiedzmy 100-200 lat, upraszczając naturalnie. W trakcie renesansu odchodzi się stopniowo od płyt z powodu co raz większej dominacji prochu. No i czasy młotka mniej więcej się tu kończą. Jak mówiłem według mnie tylko 4 państwa Starego Świata ukończyły ten etap czyli Tilea, Estalia, Imperium i Kislev. Tu znów jest sztucznie wydłużenie czasu. Na tym etapie (na mój gust obecne czasy, przynajmniej w Imperium, to mniej więcej jak lata 1500-1550 u nas, ze wskazaniem na pierwsze ćwierćwiecze). I znów, po tych 200-300 latach (powiedzmy, by łatwiej było liczyć, że zaczął się od czasów Magnusa w Imperium i może ze 100 lat wcześniej we Włoszech czyli Tilei). Więc u nas renesans już się kończy, zaczyna się epoka wielkich kolonialnych podbojów, władców absolutnych, zaoceanicznych kampanii handlowych, piratów i korsarz oraz zawodowych armii z podziałem piechoty na strzelców i pikinierów itd. A w młotku co po tych 2-3 wiekach? A no nic, Dalej czasy i technologie rodem z Kolumba.

   Podsumowując. W grze na siłę zagięto czasoprzestrzeń wd starej sprawdzonej sowieckiej zasady: tak jak u nas tylko większe. Ogrom czasu, udział alienów jest wprowadzony by zrobić wrażenie na Graczach tudzież ich BG z jakimiś archeologiczno-historycznymi perkami. Ale dla mnie jest zrobiony bez sensu i na siłę. Przez te 10-15 tys. lat historii młotkowej cywilizacji zdąrzyłaby ona spokojnie 2-3 razy wznieść się do naszego, XXI wiecznego poziomu i upaść w niwecz. U nas najstarsze miasto powstało ok 7000 lat temu a najstarsze cywilizacje ok 5000 lat temu. Gdyby to ode mnie zależało spokojnie można by dać się rozwinąć starikom do naszego poziomu a potem mogłyby se grzecznie upaść, powiedzmy po tym globalnym kaa-booom i walce z Chaosem. Naprawdę mieliby wówczas po czym płakać i gorzknieć. Ponadto jeśli by babrać się w udział alienów to skok cywilizacyjny z epoki łupanego do programu Apollo powinien spokojnie zająć 1000 lat. Gdy on po 8000-5000 latach osiąga poziom starożytnego Rzymu to jest to hamówa a nie postęp. (u nas nawet wliczając jako jedno Rzymian, Greków, Fenicjan zajęło to ok 1500 lat od czasów najazdu protogreków i ich prymitywnych plemion do czasu rozpadu Cesarstwa Rzymskiego. Nawet jeśli się weźmie,i doliczy kulturę Egiptu czyli Khemri i Minojczyków jako mentalnych i kulturowych przodków to doda nam 1500-2000 lat. Więc maks u nas osiąga to poziom 3500 lat czyli i tak prawie dwa razy szybciej niż w młotku. I to robią tępi i skorzy na pokusy ludzie bez żadnej kosmicznej ściągi. Więc "pomoc" alienów w rozwoju starszych ras jest po prostu śmieszna i żenująca)

Offline

 

#7 2011-01-11 17:15:31

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: Warchaos - czyli moja konwersja młotka

Na obronę alienów i starików

   Jedyne co mi przychodzi do głowy co mogło pochamować rozwój cywilizacyjny starików za czasów alienowatego patronatu to inny rozwój. W końcu przez te parę tysiącleci coś musieli z tymi starikami robić no nie?

   Myślę, że poszło o długowieczność. W końcu wszystkie trzy rasy są miejscowe, tubylcze. Alieni ich nie przywieźli, były już tutaj. Ale tylko stariki mają dziwnie długi żywot. Nic co występuje w naturze nie żyje tak długo jak pierwotnie żyły stare rasy. W naturze jesli coś jest tak długowieczne to ma naturę bakterii i tym podobnych. Więc moim zdaniem nawet jeśli przed ingerencją alienów brodacze i skośnodupce żyły dłużej od powiedzmy ludzi to niewiele dłużej. Ich nienaturalnie długi żywot to zasługa alienów. W naturze ze względu na demografię, ewolucję i wysokie ryzyko zabrnięcia w ślepy zaułek obu tych dziedzin takie żywota się nie zdarzają bo są zbyt ryzykowne i niebezpieczne. Pod tym względem, im krótszy żywot osobnika tym większe możliwości adaptacyjne danego gatunku.

   Kolejnym kierunkiem rozwoju mogło być uodpornianie na Chaos i jego wpływy. Wiadomo elfy mają naturalny dar do babrania się w magii i są na nią wyczulone, krasie zaś dokładnie na odwrót. Ich naturalne zdolności, lub nawet beztalęcia, mogły być wyniesione przez alienów do obecnej postaci. Zwłaszcza jeśli miałyby być to cechy dziedziczne. Należ więc chyba uznać, że alieny przez te parę stuleci urabiały antychaosowo starików. W tym czasie ignorowały poziom technologiczny i czyniły jedynie minimalne postępy woląc mieć na modłę Wujka Joe, lojalnych a nie zdolnych. Pod tym względem robotę wykonali świetnie. Pomijając odszczepieńców obu ras (nawet większość Druchii jest antyulthuańska a nie prochaotycka) większość starików nadal chołduje pierwotnym wartościom.

   No i jeszcze to co ciężko zobaczyć. Krasie mogły być zaprogramowanie na przechowywanie wiedzy i artefaktów alienów. Elfy zaś na przechowywanie wiedzy magicznej. W końcu jeśli u elfów przez te parę tysiącleci średni poziom umagicznienia wzrósł powiedzmy z 0,25 levela na 1,5 level to z punktu widzenia obserwatora po tylu tysiącleciach jest to raczej nie do zauważenia.To samo z krasiami, jeśli początkowo umiały powiedzmy zasejwować w bezpieczny sposób wiedzę i artefakty ze średniowiecza a w czasie kaa-boom z okresu XXIII w to też jest ciężkie do zweryfikowania.

Offline

 

#8 2011-01-25 18:20:08

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: Warchaos - czyli moja konwersja młotka

Kontynenty

   Są mniej więcej rozmieszczone jak u nas. Mame więc odpowiednik Ameryki PN czyli Nowy Świat, Ameryki PD czyli Lustrię, Afryki czyli Krainy Południowe, Stary Świat czyli Europę. Swojej nazwy jako kontynentu nie ma Azja chociaż jest i to całkiem spora. Odrębna jest też sprawa Ulthuanu który jak dla mnie jest po prostu odpowiednikiem naszej mitycznej Atlantydy. Nie ma za to Australii, tudzież jesli te parę wysp uznać za jej odpowiednik to bardzo zdegenerowany odpowiednik. Jest jeszcze nasza Arktyka i Antarktyda, Są to odpowiednio Pustkowia Północne i Południowe.


Lustria

   Czyli Ameryka Pd. Dla Staroświatowców świeżoodkryty kontynent, znany od niecałych stu lat. Za to świetnie znany przez oba państwa elfów ale najwyraźniej nie uznały za stosowne poinformować o tym ludzi. O ile nie ma się co dziwić Druchii o tyle dużo mówi o ulthuańskich sprzymierzeńcach Imperium czy Bretonii. Jak dla mnie chcieli mieć te ziemie dla siebie i ludzka konkurencja była im nie w smak. Ponadto przyzwyczaili się, że rządzą oceanami.
   Rasą dominującą w Lustrii są Jaszczuroludy czyli zdegenerowani potomkowie Dawnych Slannów. Inne rasy się zdarzają ale raczej na zasadzie koloni na wybrzeżach i wyspach kontynentu. Praktycznie cały kontynent to jedna wielka dżungla. Dla mnie to trochę betoniarskie bo o ile rozumiem to w pobliżu równika to już w pobliżu południowego krańca kontynentu, powiedzmy na naszym odpowiedniku Ziemi Ognistej jest to dla mnie niezrozumiałe.  nawet jeśli założyć, że Młotplaneta jest ciut cieplejsza od naszej Ziemi to moim zdaniem aż tak daleko na południe dżungla by nie sięgała. Jak dla mnie z 1/3-1/4 południowego kontynentu jest bezdżunglowa. Mogą mieć pustynie. półpustynie, smagany wiatrem trawiasty step ale nie da rady zdżunglować całego kontynentu który leży w poprzek równika a nie wzdłóż. Chyba, że wciąż działają jakieś urządzenia czy zaklęcia Pradawnych dzięki czemu cieplarniane warunki żłobka wciąż działają. W sumie jeśli Wielki Wir elfów wciąż działa to i i takie ustrojstwa o wiele potężniejszej rasy też by mogło mimo, że działało by dłużej.
   Osobnym tematem są miasta w Lustrii. Są to głównie miasta lizardów. Część jest opuszczona, porośnięta dżunglą i zapomniana nawet przez nich samych. Część wciąż jest użytkowana. Co do architektury to jest żywcem zerżnięta z naszych Majów czy Azteków. Jej głównym elementem są więc schodkowe piramidy. Ostatnim typem miast są miasta Starożytnych ras, głównie Slannów. Wciąż można w nich znaleźć potężne artefakty owych prawie zapomnianych ras. A są na pewno bo elfy, dość dobrze zaznajomieni z możliwościami swoich południowych sąsiadów celowo podjęły kilka ekspedycji właśnie w celu pozyskania takich ustrojstw. I wyprawy te zakończyły się sukcesem wracając z pokaźnymi łupami. Czyli mimo tylu tysiącleci wciąż jest co łupić.
   Sami lizardzi uważają się za potomków i strażników Starożytnych. Nawet jeśli obecnie są mocno zdegenerowani od pierwotnych założeń wciąż potrafią zadziwić. Sama rasa jest podzielona na kilka głównych "gatunków". Zasadniczo można je podzielić na mięso armatnie i gatunki dowodzące czyli wodzów i magów. Stąd właśnie występuje największe zróżnicowanie wewnątrzrasowe ze wszystkich inteligentnych ras.

Offline

 

#9 2011-01-25 19:20:44

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: Warchaos - czyli moja konwersja młotka

Nowy Świat

   Czyli Ameryka Północna. Jest mniej - więcej wielkości i położenia jak oryginał. Jednak zdecydowanie jest bardziej górzysta. Tu w zależności od mapy, albo połowa albo nawet 3/4 kontynentu jest pokryte górami. Drugim elementem różniącym ten kontynent od naszego odpowiednika jest duże połączenie lądowe z północnym kontynentem czyli Północnymi Pustkowiami.
   Pierwszy element: górzystość, wpływa na klimat. Oznacza, że klimat na większości kontynentu jest właśnie górski czyli nie nadaje się do zamieszkania dla jakiejkolwiek większej społeczności. Aby to zmienić musiano by opracować jakiś techniczny lub magiczny terraforming. Inaczej kontynent nigdy nie zasłynie z ludnych krain. A póki co to na sporej połaci kontynentu tylko śnieg, lód, skały i wiatr.
   Drugi element też wpływa na klimat ale także i na politykę tamtejszych państw. Stałe połączenie lądowe oznacza swobodny przepływ wszelakiej biosfery w obu kierunkach. U nas na pólnocy nie ma kontynentu. Jest co prawda wieczna czapa lodowa (która na mapie wygląda jak biały kontynent ) ale pod warstwą lodu jest zwykłe morze i to na parę kilosów głębokie. Przede wszystkim więc w młotku ruch wód jest zablokowany. Nie ma możliwości przepłynięcia, nawet w miesiącach letnich, słynną u nas drogą północno - zachodnią.
   Te dwa fakty czyli górzystość i kontynent na północy sprawiają, że klimat jest inny niż w naszej Ameryce.  Zimy będą dłuższe i suchsze, klimat w środkowej części kontyntu, mniej więcej jak USA miałby być jak w europejskiej Rosji czyli upał w lato i mróz w zimie. Zaś w Kanadzie czyli u Druchii to już w ogóle Syberia. Chyba, że naprawdę Młotplaneta jest cieplejsza od Ziemi. Ale nawet jakby przenieść Syberię na Pustkowia to u Druchii nadal mamy moskiewski klimt a w USA powiedzmy taki jak u nas. I wszystko w tej nie - górzystej części. (Swoją drogą mapki tego kontynetu są wybitnie zmienne. Co prawda sam kontur się zgadza ale już góry to finezja każdego autora. Od pojedynczego pasma po 3/4 kontynentu. Ba! Nawet czasem są po zachodniaj a czasem po wschodniej stronie. No po prostu hulaj dusza...)
   Co do dominujących ras to pod względem ilościowym są to głównie elfy i ludzie. Ludzie mieszkają głównie w centrum kontynentu. Sąsiadują z Elfami na północy i lizardami na południu a do niecałych 100 lat także z przybyszami ze Starego Świata. Owymi tubylcami są Czeronoskórzy czyli po naszemu Indiańce. Podobnie jak u nas nie wspięli się oni zbyt wysoko na poziomie cywilizacyjnym i wciąż posługują się narzędziami kamiennymi i nie znają koła. W sumie niewiele technologicznie różnią się od jaskiniowców. Może mają parę ciekawostek podpatrzonych u elfów lub lizaków. Wciąż nie są w stanie założyć nawet własnego, trwałego państwa tylko są na etapie wspólnot szczepów i plemion. Jednak są to nadal ludzie którzy są z natury pojętni i ciekawi. Więc mogą zaległości dość prędko (1-3 pokolenia) nadrobić.
   Prawdziwym mocarstwem na tym kontynencie jest niewątpliwie państwo Malekitha. Nie ma ono sobie równych na tym kontynencie. Najbliższym godnym porównania państwem jest Ulthuan i państwa Starego Świata. Państwo Druchii zajmuje obszar mniej - więcej naszej Kanady. Są więc tam nieprzebrane połacie gór, iglaków i jezior.

Offline

 

#10 2011-01-26 08:31:14

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: Warchaos - czyli moja konwersja młotka

Ulthuan

   Czyli Atlantyda. W sumie kwestia dość umowna czy zaliczyć ją jeszcze do kontynentów czy już do wysp, bo wielkością do "pełnowymiarowych" kontynentów się nie umywa, jednak ze względu na swoją inność i specyfikę postanowiłem zaliczyć ją do tych pierwszych.
   No więc podobno to jedyny kontynent ukształtowany całkowicie przez pradawne rasy. Najwyraźniej jakiś inny odłam niż u Slannów bo nie zajmowali się konstruowaniem inteligentnych, humanoidalnych gadów. Za to stworzyli ów ląd na środku oceanu i przerobili go na elficki rezerwat aby praelfy mogły się w spokoju rozwijać.
   Sam kontynent jest ukształtowany dość specyficznie bo ma dziwnie regularny i symetryczny kształt co zdradza jego sztuczne pochodzenie. W naturze regularne wyspy to tylko drobne, zbudowane z koralowców atole. Sam kształt miał być podobno anty-najeźdźczy i sprzyjać defensywie. To mnie niespecjalnie przekonuje. Taki kit mogli sprzedać Pradawni protoelfom tudzież same one sobie to ubzdurały wtedy lub potem. No bo kto wówczas miałby ich najeżdżać? Stariki były w stanie swobodnie zmieść życie z całej planety i desantować się w dowolnym jej punkcie więc dla nich to nie przeszkoda. Z powodu dopiero co ustępującego z całej planety lodowca wszystkie rasy w miarę rozumne były na etapie kamienia łupanego albo coś w tą mańkę. Jedyna konkurencyjna rasa pod opieką innych starików, krasie również były na tym etapie ponadto były głęboko wewnątrz kontynentu bez dostępu do morza. Zaś drugi żłobek, czyli rasa lizardów, była dopiero konstruowana od podstaw i też była utopiona w dżunglach Lustrii. Więc o żadnych najeźdźcach wówczas nie mogło być mowy. Jeśli Stariki myślały przyszłościowo o powiedzmy obecnych młotkowych czasach to na pewno nie zezwoliliby na jakieś poważniejsze niesnaski pomiędzy swoimi podopiecznymi. Wszystkie rasy planety miały być mięsem armatnim w ich odwiecznej wojnie z Chaosem i tam mogli się tłuc do woli a nie u siebie w domu. Mogli tak zakładać bo w czasach gdy zabierali się za tak poważne rzeczy jak terraforming planety, czy globalne zabawy z inteligentnymi jednak rasami świadczą, że planowali o wiele poważniejszy i dłuższy pobyt na Młotplanecie i Wybuch a w konsekwencji najazd Chaosu ich całkowicie zaskoczył. No zaś jeśli miałoby być to zaporom przeciw głównemu przeciwnikowi Starików czyli demonom to już w ogóle bzdura. Przecież takim bytom nie szkodzą żadne warunki fizyczne czyli woda, ocean, góry czy kosmiczna próżnia nie są dla nich większą przeszkodą. W takim wypadku jedynym zabezpieczeniem jest ich sławna niestabilność. Czynnik ten wzrasta w miarę oddalania się od Domeny Chaosu. W tym wypadku Gwiezdnych Bram. Myślę, że Stariki budowały ową technologię w miarę masowo, na każdej planecie na której było im to potrzebne. Musieli więc zdawać sobie z ryzyka wypadku, awarii czy celowego zniszczenia (w końcu wojna trwa) i wdarcia się Chaosu do materialnego świata tak jak my zdajemy sobie sprawę co się stanie jak się stopią pręty w rdzeniu reaktora. W takim wypadku żłobek powinien być jak najdalej od Bram czyli na równiku. Jak wiadomo nie jest, znajduje się mniej więcej na średnich szerokościach czyli pod względem bezpieczeństwa też średnio.
   Dlaczego więc Ulthuan ma taki kształt a nie inny? Nie wiem ale funkcja obronna mnie nie przekonuje. Może Stariki traktowały to jak megarzeźbę? Albo coś jak pieczęć lub znak rozpoznawczy widoczny z orbity? Ot takie coś w stylu: "Tu byliśmy, to jest nasze". Taka wizja bardziej mi trafia niż funkcje obronne.
   To tyle z dawnych dziejów. Co do ukształtowania tego lądu z naszego, dzisiejszego punktu widzenia wynika parę innych rzeczy. Mianowicie to prawie same góry. Ciągną się wzdłuż całego, rogalikowatego kontynentu. Nie wiem czemu Stariki pokarały skośnodupców tak niewdzięcznym terenem. Góry jak to góry, są wdzięczne w organizowaniu zasadzek i generalnie obronie ale na dłuższą metę większa populacja tam nie wyżyje. Tak na oko to połowę lądu zajmują właśnie góry. Z pozostałych 1/4 - 1/3 zajmują lasy czyli teren tylko trochę mniej antydemograficzny. Dopiero pozostałą część zajmują równiny czyli coś co można wykorzystać na pola uprawne, czyli coś z czego można uzyskać wreszcie nadwyżkę żarcia by wykarmić tych z lasów i gór. Całkowitą porażką jak dla mnie jest marnowanie miejsca na Morze Wewnęrze czyli akwen który wokół którego rogal kontynentu się zawija. Cała górska bariera zewnętrzna miała by jeszcze cień sensu gdyby np. chroniła za sobą potężny ląd, np na terenie owego morza. Tam faktycznie byłby zapas miejsca na Lebensraum dla całej rasy. Z takim zapasem miejsca społeczność miałaby spore szanse na samowystarczalność. A takie wewnętrzne morze na cholerę komu na wyspie? Przecież dookoła jest cały cholerny ocean!
   Jak dla mnie oznacza to, że Elfy w dłuższej perspektywie czasu musiałyby stanąć w obliczu najzwyklejszego przeelfienia kraju. Aby z tak skromnych pól wykarmić wzrastającą populację musieliby osiągnąć wydajność produkcji żywności mniej więcej taką jak my mamy obecnie czyli otrzymywać z 1 kg krowy 2 kg szynki. Więc o ile stariki nie zamierzały w późniejszym etapie wprowadzić jakieś nowinki agralne odizolowanie elfów na wyspie byłoby na dłuższą metę ślepą uliczką.
   Obecnie pod tym względem tragedii ni ma bo burzliwe dzieje elfów po wybyciu Starików, znacznie zredukowały ich populację przez co nigdy nie osiągnęła ona niebezpiecznego poziomu. Jednak trzeba pamiętać, że Stariki o tym nie mogły wiedzieć w chwili kształtowania kraju dla elfów. Dla mnie wniosek jest jeden: elfów nigdy nie miało być dużo. Nie wiem z jakich powodów ale na liczebności tej rasy wcale Starikom nie zależało. Może dostrzegły w nich coś niepewnego lub nawet niebezpiecznego? Może to był tylko próbny eksperyment?
   Sam kontynent ma klimat dość ciepły i umiarkowany z dużą ilością opadów. Lata są ciepłe a zimy bardziej wilgotne niż śnieżne. Nawet w górach da się odczuć łagodzący wpływ oceanu. Jest w nich więcej opadów niż w ich lądowych odpowiednikach. Do tego z powodu nie tak dalekiej odległości od równika linia wiecznego śniegu jest położona dość wysoko. Przez większość roku wiatry wieją od południa nawiewając ciepłe i wilgotne powietrze sprowadzające deszcz. Mogą tego doświadczyć zwłaszcza południowo-zewnętrzne prowincje Tiranoc, Caledor i Eataine. W tych górach w tych rejonach występują najobfitsze opady na całym kontynencie bowiem powietrze wytraca swą wilgoć wspinając się po stokach gór czyli mówiąc po ludzku pada raczej deszcz niż śnieg. Po przedarciu się przez góry do wewnętrznych krain powietrze jest już chłodne i bezdeszczowe dlatego prowincje Ellyrion, Avelorn czy wewnętrzne rejony Caledor należą do najsuchszych i najchłodniejszych na tym kontynencie. Wyjątkiem jest wewnętrzna prowincja Saphery. Do niej dostaje się więcej nie osłabionych przez górskie przejścia wiatrów poprzez cieśninę Morza Wewnętrznego. Dzięki czemu ma najłagodniejszy klimat ze wszystkich prowincji wewnętrznych.
   Sama cieśnina zaś jest dość ciężka do żeglugi. Zarówno wiatry jak i pływy morskie wręcz wbijają wody w dość wąską i długą kiszkę cieśniny. Powoduje to ich spiętrzenie i dużą prędkość czyli wzburzoną kipiel przed cieśniną i wieczny półsztorm na wodach samej cieśniny. Sama linia brzegowa jest bardzo urozmaicona czyli ma mnóstwo zatok, wysepek, cyplów i innych takich morskich atrakcji. Jest gdzie ganiać się w kotka i myszkę. Dodatkowo z powodu licznych gór jak i ukształtowania linii brzegowej można sądzić, że góry, lub przynajmniej pogórze wbija się od razu w samo morze bez żadnej nizinnej warstwy pośredniej. Oznaczałoby to, że krajobraz jest mniej więcej taki jak u nas w Norwegii czy Islandii gdzie góry kończą i topią się w morzu. No może nie tak śnieżnie i stromo ale zasada jest podobna.

Offline

 

#11 2011-01-30 05:21:21

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: Warchaos - czyli moja konwersja młotka

Krainy Południowe

   Czyli Afryka. Mniej - więcej wielkości i położeniu naszej Afryki. Zasadniczą i główną różnicą są Góry Krańca Świata (GKŚ) które zaczynają się na tym właśnie kontynencie i ciągnął się aż do północnej Norski.

   Są jednak i różnice, Krainy Południowe (KP) moim zdaniem są nieco "krótsze" od naszej Afryki. To, jak i najprawdopodobniej ciut cieplejszy klimat całej planety, powoduje, że od równika aż do samego "Przylądka Dobrej Nadziei" jest pokryta dżunglą. Północ przechodzi tradycyjnie w sawannę ale ta warstwa pośrednia jest dużo cieńsza niż u nas. A całkiem północny skraj KP zajmuje pustynia. Ponieważ GKŚ ciągnął się od południowego cypla KP (chociaż na niektórych mapach gdzieś od połowy, można by uznać obie wersje czyli np, że gdzieś od równika pasma są niższe i łagodniejsze) stanowią skuteczną zaporę przed wiatrami. Oznacza, to, że część kontynentu po zachodniej stronie GKŚ jest bardziej wilgotna i łagodniejsza niż po ich wschodniej stronie. 

   Co do państw to chyba jedyny kontynent w którem nie ma zdecydowanego hegenoma. Całe centrum i południe kontynentu jest pokryte dżunglą. Gdzieś tam w południowych dżunglach kryją się odłamy cywilizacji lizardów. Jednak jest to niejako, i zawsze była, boczna odnoga tej rasy i nie ma takiego potencjału jak jaszczury lustryjskie.

   Centrum i południe jest zamieszkałe głównie przez ludzi rasy czarnej. Jednak w zdecydowanej większości wypadków są to zagubione w bezkresie dżungli pojedyncze wioski i osady. Jakiekolwiek większe skupiska cywilizacji Czarnych znajdują się na wybrzeżach rzek i kontynentu.

   Północ zaś, czyli głównie pustynia i północne wybrzeża są zamieszkałe przez Arabów. W ciągu tysiącleci ich cywilizacji i kultury skutecznie wyparli oni tubylczą ludność Czarną. Obecnie północ jest na wskroś arabska. W północno - wschodnim rejonie sąsiadują państwa arabskie z dawnym imperium Khemri, które oddziela ich od Złych Ziem i Księstw Granicznych. Tu dominuje klimat pustynny czyli przez większość część roku właściwie niezmienny. W dzień jest sucho i gorąco a w nocy temperatura spada prawie do 0. Sama pustynia jest właściwie niezamieszkała jednak są przez nią wytyczone stałe szlaki handlowe. Wyjątkiem są same północne wybrzeża gdzie panuje dużo łagodniejszy klimat podobny do tego w Estalii czy Tilei.

   Na tym kontynencie, w pobliżu równika, w GKŚ znajdowała się twierdza krasnoludzka Karak Zorn. Inne krasnoludy już dawno straciły z nią kontakt. Plotki głoszą, że ostatni raport stamtąd donosił o walkach z jaszczuroludźmi, orkami bądż nieumarłymi. Była to najbardziej na południe wysunięta twierdza krasnoludzka.

   W przeszłości najpotężniejszym państwem na kontynencie było na pewno Khemri. Obecnie jednak jest cieniem samego siebie. Jedynie Królowie Grobowców śpią w swych grobowcach, do czasu aż ktoś lub coś ich przebudzi.

   Jeszcze do niedawna najpotężniejszym państwem było państwo Arabów rządzone przez kalifów i sułtanów. Obecnie z powodu samowładzy przestał się liczyć jako jeden, sprawny organizm państwowy i co raz bardziej ulega wpływom staroświatowców. Głównym źródłem Arabów jest Jedwabny Szlak prowadzący do Cathay'u i Nipponu a także na południe wgłąb KP. Sprowadzane stamtąd towary odsprzedają potem, z wielkim zyskiem Staroświatowcom.

   Ostatnio wokół wybrzeży ruszają co raz częściej i liczniej wyprawy morskie Staroświatowców, głównie Estalijczyków, które badają wschodnie wybrzeża kontynentu. Próbują one znaleźć dogodny szlak handlowy do Cathay"u który pozwolił by omijać pośrednictwo Arabów i Tileańczyków.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
kliknij stronę jak zacząć biegać psychoterapia Piła slaskiots