O K M F

Ostródzki Klub Miłośników Fantastyki


#31 2011-01-22 06:53:23

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: skrót sesji młotka

Potwór moim okiem

-humanoid, pokryty futrem które jest pokryte tą śmierdzącą mazią które częściowo amortyzuje uderzenia.
-pojawił się 4-5 tygodni temu.
-paraliżująco-hipnotyzujące spojżenie. Działa nawet w walce i nawet na magów. Może zabić.
-ma świetny węch, myślę, że to jego głowny zmysł
-jego krew pęcznieje w zetknięciu z powietrzem
-jest małpio zwinny, po drzewach prawie lata. Świetnie skacze i wspina się.
-jest terytorialny. Prawdopodobnie uważa las za swój teren i dlatego atakuje każdego kto wejdzie.
-nie używa ognia, ubrań ani żadnych narzędzi co sugeruje jego zwierzęcą naturę.
-jest jednak w stanie rozpoznać swoje cele (Bretończycy?) i zaatakować tylko je.
-nie zabija cywilów. Nikt z wieśniaków służby czy nawet strażników prócz jednego, nie został zabity.
-jest wytrwały i ma cel ale nie wiemy jaki.
-potrafi zaplanować atak z iście ludzką precyzją i wiedzą co jest sprzeczne z jego wyglądem i obyciem.
-raczej nie mówi. Nie słyszeliśmy, ponadto z takim kształtem pyska ciężko by było.
-jest świetnym tropicielem. Praktycznie wytropił każdego kogo chciał.

   Nie wiem

-skąd się wziął, po co, dlaczego akurat tu?
-gdzie śpi i ma leże?
-dlaczego zaczął miesiąc temu a nie wcześniej czy później?
-co to kurwa jest?!


   Zgaduję

-nie jest nieumarłym ani duchem ani raczej żadną zemstą zza grobu. Śmierdzi zwierzęciem nie padliną.
-ma taki miszmasz cech zwierzęcych i ludzkich, że może być sterowany lub opanowany przez kogoś.
-Bretończycy mogli mu coś zabrać lub skrzywdzić nawet nie wiedząc o tym i dlatego tak mówią.
-raczej nie jest z Imperium, może nawet nie jest ze Starego Świata.
-bo ja wiem... skawowy eksperyment? specyficzny mutek czy spawn Chaosu?
-identyfikuje swoje ofiary głownie po zapachu, dlatego włamuje się do pokojów nawet gdy nie widać co jest w środku.

Offline

 

#32 2011-01-28 10:50:23

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: skrót sesji młotka

No i po sesji...

   Po ataku stwora, jesteśmy rozdrażnieni. Wzywamy na dywanik Bretońców a ci też są zdruzgotani i zaskoczeni, nie spodziewali się czegoś takiego. Nadal są jednak butni i rządni zemsty, chcą stwora udupić. Na dyskusji mija nam dwie godziny (nie wiem jakim cudem... przecież nie wymienialiśmy się balladami... w moim odczuciu to taka rozmowa trwała 10-20 min., góra pół godz.). W efekcie jak kończymy jest ok 22 i musim walić w kimę.
   Hansowi udaje nam się namówić rycerzy na wyprawę poza posiadłość. Chce dotrzeć do tych gwiżdżących kamieni na trzcinowisku a może nawet do ruin owej zburzonej posiadłości. Ma to na celu ostateczne sprawdzenie czy stwór atakuje posiadłość czy Bretończyków. Bo po ostatnim ataku oni wydają się głównym celem. Rycerze bez oporu zgadzają się na udział w wyprawie. dlatego odwołujemy dyżury i idziemy spać bo musimy ruszyć z rana i być wypoczęci.
   Chcemy namówić Bretońców by spali razem z nami czyli we czterech w jednym pokoju. Ma to nam ułatwić obronę w razie ataku stwora. Bretońce się nie zgadzają. Nalegamy więc by chociaż spali we dwóch, hodzi o te cholerne spojrzenie stwora, jednego po prostu zdejmuje, ale też nam się nie udaje. Nawet Hans nie jest w stanie przemówić im do rozumu (a mam OGŁ=53 i ogólnie 9 bajerów do komunikacji wszelakiej). Jesteśmy wkurzeni i zirytowani tępotą rycerzyków, sa dorośli, są wojownikami, niech se radzą... My spimy tuż obok, w pokoju Eskela.
   Rano budzimy się bez problemów. Wreszcie wyspaliśmy się po ludzku. Wygląda na to, że wszystko jest ok. Hans ma zamiar napisać list do Seva, może nasz uczony słyszał lub może się czegoś dowiedzieć o takim stworzeniu. W tym czasie Eskel, w świetle dnia, ma obadać tropy pozostawione wieczorem przez stwora. Mamy się spotkać przy śniadaniu i wtajemniczyć pułkownika w nasz plan wyprawy (bo skoro wczoraj gadanina zajęła nam czas do 22 to kolo się zdążył polulać...).
   Hans i Eskel idą więc w swoją stronę. Hans idzie do swojego pokoju po pisadła. Otwiera pokój a tam na poduszce jego łóżka leży zakrwawiona głowa jakiegoś człowieka. Kapłan jest zdumiony i zaskoczony ale górę bierze jego sławne opanowanie. Spokojnie zamyka drzwi i równie spokojnie podąża na dwór do Eskela i informuje go o swoim znalezisku. Razem wracają do pokoju. Eskel bada ślady. Wychodzi na to, że stworek wyłamał okiennice, spokojnie wlazł do pokoju i starannie umieścił głowę na poduszce. Niczego innego nie zniszczył ani nie zabrał. Jest to pierwszy przypadek kiedy stwór zaatakował dwa razy w ciągu nocy. Wygląda na to, że nasze działania przykuły uwagę stwora. Traktujemy to jak osobiste wyzwanie i groźbę. Udajemy się na dół.
   Na dole odnajdujemy sierżanta. Okazuje się, że zaginął im jeden strażnik. Zirytowany i znużony całą okolicą, przeciwnikem i sytuacją Hans oświadcza bez ceregieli sierżantowi: "Jego głowa jest u mnie w pokoju. Znaleźliście ciało?". Na sierżancie robi to wrażenie ale jako weteran szybko się opanowuje. Teraz już wie, że szuka bezgłowego ciała. Faktycznie niedługo potem znajdują je w jakiejś stodole.
   Spotykamy się razem z pułkownikiem i Bretońcami przy śniadaniu. Pułkownik nam wyrzuca, że nie poinformowaliśmy go w pierwszej kolejności tylko jego sierżanta. Hans go kulturalnie przeprasza ale niespecjalnie się czuje winny (jak wczoraj o 20 był atak jakoś nie przeszkodziło mu to o 22 już smacznie spać. I to ma być przykład dla jego ludzi?).
   Eskel opowiada nam o "przykładzie z Norski". Chodzi o to, że u barbarzyńców w podobnych sytuacjach wszyscy chowają się w jednym pomieszczeniu a na zewnątrz zostają tylko wojownicy. Hans niespecjalnie jest zainteresowany zwyczajami lubujących się w Mrocznych bóstwach dzikusów ale te "skrócenie frontu" faktycznie brzmi sensownie. Pułkownik podziela te zdanie. Obiecuje, zamknąć całą ludność na jednym poziomie budynku i obstawić go strażą. No w sumie faktycznie niezły pomysł.
   Hans natomiast powiadamia pułkownika o planowanej wyprawie. Pułkownik ma zastrzeżenia zwłaszcza do udziału Bretończyków bo: "Są moimi gośćmi, powinienem ich chronić.". Niby prawda ale z powodu ochotniczych nastrojów rycerzy jak i argumentów, że oni i my jesteśmy prawdopodobnie głównym celem stwora więc są spore szanse, że podąży za nami a więc ataki na posiadłość powinny ustać. To rozstrzygający argument. Ponadto takie rozdzielenie celów to jedyny sposób w jaki możemy się przekonać czy stwór ma cel w gdzieś w posiadłości, np. w pułkowniku, czy w kimś z naszej czwórki. Głównymi podejrzanymi są Bretońce. Dlatego muszą wziąć udział w wyprawie.
   No więc zbieramy bety i ruszamy. Kierujemy się na trzcinowisko i te gwiżdżące głazy gdzieś pośród niego. Dzięki pomocy miejscowych dość dobrze wiemy jak jechać. Powinniśmy do nich dojechać na wieczór czyli akurat gdy trzeba nocować. Po pierwszej nocy zobaczymy, ćzy potwór nas zaatakuje czy nie. W zależności od tego podejmiemy decyzję czy zostajemy czy jedziemy do ruin czy wracamy. Gdzieś w połowie drogi zaczynami odczuwać dziwne sensacje (to infradźwięki wydawane przez wiatr przelatujący przez te głazy do których jedziemy). Im bliżej głazów tym dźwięk potężniejszy a my czujemy się gorzej (-20 do rzutów). Gdy docieramy do celu jest bardzo źle. Wszyscy jesteśmy nerwowi i kłótliwi.  Bretońce zaczynają się żreć ze sobą. Obszukujem wyspę. Nie znajdujemy, żadnego legowiska bestii. Za to są ślady starszych i młodszych obozowisk. Widocznie tubylcy łążąc przez trzcinowisko zatrzymują się tu na noc.
   Rano jesteśmy w kiepskich nastrojach. Wciąż wkurza nas ten dźwięk. Opuszcamy wyspę i kamienie z ulgą i bez żalu. (za to wciąż mamy mod. -20) . Postanawiamy skierować się na ruiny skoro stwór nas nie zaatakował w nocy. Nie wyobrażamy sobie byśmy mieli tu spędzić kolejną noc a powrót uznajemy za przedwczesny. Gdzieś w połowie dnia wydostajemy się z trzcinowiska. Dźwięku już dawno nie słychać, zwłaszcza, że z powodu kierunku wiatru, pod prąd, w tą stronę ma on znacznie mniejszy zasięg niż wczoraj. (a mimo to dalej mamy mod. -20, w tym momencie to już nie wiem dlaczego...).
   Dość szybko dojeżdżamy do ruin. Są na wzgórzu. Wygląda na w miarę podobną rezydencję jak ta pułkownika. Ot zostały resztki budynków i murów do wysokości 2-3 m. Czujemy bijący od nich dym czyli ktoś tam jest. Na zwiadzie jedzie Eskel, potem Hans a potem rycerze. Spokojnie podjeżdżamy kilkadziesiąt metrów od murów gdy nagle słyszymy świst i odgłos uderzenia. (w tym momencie wykonywaliśmy test nasłuchiwania, z mod -20 naturalnie. Obydwaj z Eskelem zdaliśmy ale nie zauważyłem by coś to dało. Więc jak jest po sesji to mam pytanie do Ksysia: Na co był ten test?).
   W tym momencie zdołaliśmy się odwrócić i widzieliśmy jak najwyraźniej jeden z rycerzy grzmotnął korbaczem drugiego skutecznie go ogłuszając, po czym szarpnął za lejce jego konia i prowadząc go minął nas i nam zwiał. Co prawda najpierw Hans, który był bliżej, a potem Eskel próbowali zagrodzić mu drogę ale nas po prostu minął, właczył dopalacze i zniknął. (Ksysiu, jak był gdzieś beton na tej sesji to właśnie w tym momencie. Wiem, że kolo działął z zaskoczenia, że miał świetnego rumaka, że miał więcej sukcesów przy testowaniu jeździectwa ale jako scena mnie nie przekonuje. Kolo był powiedzmy parę metrów za Hansem, musiał dobyć broni, rozbujać ją, pieprznąć kolegę jadącego tuż obok niego, chwycić uzdę jego konia, rozpędzić się, dojechać do Hansa, któremu wystarczyło zastawić konia w poprzek drogi jego ucieczki, a na paru metrach to ani się kolo nie rozpędził jeszcze w pełni a i blokować łatwiej, i jak jakimś cudem wyminął Hansa, to jeszcze potem tak samo Eskela który, że był dalej to miał więcej luzu na zatarasowanie go, a po tym wszystkim kolo włącza hipernapęd i znika nam z pola widzenia. Raptem ma 50 metrów przewagi nad nami? Co to ma być? Elficki koń z kruchym na 55 kg dżokejem przebiegający galopem wokół ociężałych, stojących chabet? Bo tak to wyglądało. Kolo jak miał jakieś bonusy za zaskoczenie to wykorzystał je na walnięcie kolegę i dojechanie gdzieś w okolicy Hansa. Hans był blokerem i wystarczyło mu poruszać się po prostej by zablokować drogę ucieczki. Zwłaszcza, że był przed a nie za atakującym. Każdy metr który wykona Hans po prostej odpowiada powiedzmy 1,5-2m metrom które musi on wykonać by go objechać. To skutecznie likwiduje przewagę prędkości nawet jeśli ją miał. A już jak kolo wyminął Eskela, który w danych okolicznościach, miał mnóstwo czasu na zastawienie mu drogi. No i nie kumam jak nam umknął nawet jak był w tej okolicy. Nawet jak zyskałby parę długości konia przewagi to on galopuje i my galopujemy, jakim cudem może zwiększać tak bardzo odległość na tak krótkim odcinku? Ponadto, Hans w końcu w pościgu wjechał na potykacza i się wywalił. Jakim cudem skoro jechałem po jego śladzie? Jakim cudem on przez niego przejechał? Jakim cudem przejechał ten drugi, prowadzony przez niego koń? Przecież nikt nim nie sterował? Tak więc jak widzisz Ksysiu nie kumam tej scenki i nie podoba mi się ona. Moim zdaniem jest naciągana).
   Po tym jak Hans się wyrżnął a my straciliśmy rycerzy z oka dalszy pościg był bez sensu. Postanowiliśmy się zakraść. Hans został i pilnował koni a Eskel podkradł sie pod mury. Gdzieś w tym momencie do pozostawionego Hansa prawie podkradł się jakiś koleś w skórzni. "Zaprosił" go na rozmowę wewnątrz zamku. Kusznik na blankach był wystarczającą zachętą. Nie mając wyboru Hans przyjął "zaproszenie". Wewnatrz dziedzińca stał duży, kryty plandeką, wóz, płonęło ognisko a przy nim siedział Jean Claud. Hans zarządał wyjaśnień a Bretończyk by ten sprowadził potworobójcę do rozmowy. hans nie miał zamiaru wprowadzać Eskela w pułapkę więc odmówił. Jean Claud więc zagadał coś i z wozu wylazł jakiś wytatuowany czarny szaman który spuścił cztery psy ze smyczy. Te poleciały za mury najwyraźniej szukając Eskela. Hans krzyknął ostrzegawczo do kamrata ale, że nie iwdział, gdzie tamten jest nie wiedział czy usłyszał.
   W tym czasie Eskel był początkowo nieświadom, przygód Hansa. Skradał się wzdłuż murów i szło mu dość dobrze do czasu aż poszło mu źle i przygwoździł go kusznik. Sytuacja była patowa. Kusznik nie mógł się tak wyhylić by ustrzelić Eskela ale skutecznie blokował mu dalsze ruchy. Eskel zaś nie bardzo miał jak sięgnąć kusznika który był na wysokości ok 3 metrów. Pat próbował przerwać kusznik który próbował namówić potworobójce na wyjście i dołączenie do towarzysza. Ostatecznie jednak kryzys zażegnał okrzyk Hansa o psach. Eskel uznał, że walka z kusznikiem jest bezpieczniejsza niż z czterema psami. Zawołał więc strażnika a gdy ten się wychylił ogłuszył go znakiem. Gdy tamten padł, bez problemów wdrapał się na pietro i dopadł strażnika. Ponieważ kusznik zaczynał dochodzić do siebie, Eskel uderzył go pięścią a gdy nie pomogło, rękojeścią miecza. Trochę przesadził i przebił mu czaszkę.
   W tym czasie Hans aby dać Eskelowi trochę czasu chciał wciągnąć Bretończyka w rozmowę. Niespecjalnie mu się udało. Rycerz co prawda zgodził się na negocjacje ale w postaci pojedynku. Na kopie. Żadna inna argumentacja Hansa mu nie trafiała do przekonania. (A podobno mam wyszczekanego BG który potrafi dogadać się z każdym i znaleźć na każdego argument. Przynajmniej według statów.). Tak więc Hans musiał taąć do walki w stylu jakim właściwie nie znał, ze secem od takiego stylu, nie wiedząc po co i o co walczą. Wynik walki mógł więc tylko jeden. Kolo skruszył kopie na hełmie Hansa skutecznie go powalając. (Gdzieś tu zaczęła działać pawęż w pełnej krasie. Odtąd jakieś 80% rzutów miałem na 75+. np. wynik "97" wyrzuciłe z pięć razy, "88" ze trzy razy itd... Cios kopią oczywiście trafił w tradycyjną dla Hansa lokację...)
   Gdy Eskel uwinął się z kusznikiem zastał na dziedzińcu powalonego po walce Hansa (znowu... a niby V level fajtera... ). Wziął kuszę i zamierzał coś wynegocjować ale niestety gdy jeden kusznik wycelował w niego a powalony kumpel był na ewidentnej pastwie rycerza właściwie było już po negocjacjach. Gdy zszedł okazało się, wreszcie o co w tej sprawie biega. Otóż jak wyjaśnił Jean Claud, miał zawiść i urazę do swego wasala, czyli zamordowanego barona i Jeana Pierra czyli tego ogłuszonego korbaczem. Tak w skrócie za wieloletnią słuzbę u barona miał dostać jego córkę i majątek a z powodu tytułów i bogactwa Jean Pierre w ciągu paru miesięcy zyskał to wszystko w gratisie. Jean Claudowi nie dane było nawet dochodzić swych praw w pojedynku. Więc wymyślił tą zemstę i śmierć dla obydwu. W sumie dość standardowy motyw.
   Teraz miał dla Eskela propozycję. On i Hans mieli wrócić do pułkownika i powiedzieć, że Jeana Pierra rozszarpał potwór ale im samym udało się usiec potwora więc nie będzie go atakował. Obydwaj będą więc bohaterami a tutaj po Jean Pierre nikt nie będzie płakał. Hans okazał się nie rozsądny bo nie chciał negocjować dlatego walczyli. Eskel mógł się zgodzić na taki układ lub walczyć by udowodnić swe racje. Niestety z tym był problem bo rycerz godził się potykać tylko po rycersku czyli konno i kopią. Na to zaś nie chciał zgodzić się Eskel. Na Eskela więc spuszczono owe cztery ogary. Walka była dość długa (pawęż tym razem zadziałała także na Jara) ale ostatecznie udało się pokonać piesy. Gdzieś w tym momencie ocknął się Hans. Zamierzał wspomóc Eskela chociaż jakimś psalmem ale wyszło jak zwykle (pawęż).
   Po walce znów negocjujemy. Jean Claude jest gotów nas puścić ale ostrzega, że wypuści za nami potwora. Po prostu sąd boży. Jak dotrzemy do majatku pułkownika to będzie nasza racja i opowiemy co chcemy. Dzięki inerwencji Hansa udaje się jeszcze dokoptować do nas Pierra dzieki czemu prawdopodobnie ratujemy mu życie. Aby nie było nam za łatwo do nogi Hansa zostaje przykuty ciężki łańcuch i prowizoryczna kula.
   W teorii mamy spore szanse bo jest nas trzech, stwór jeden, wiemy, że nas zaatakuje więc możemy jakoś się na niego zasadzić. W praktyce nie ma tak różowo. Nie dają nam koni więc automatycznie robi się droga coś na ok 3-4 dni czyli 2-3 noce. Ponadto wszyscy jesteśmy poważnie ranni (około połowę ŻYW). No i Pierre zostaje pozbawiony pancerza a Hans targa łańcuch.  W sumie w najlepszym stanie jest chyba Eskel. Opuszczamy ruiny. Zaraz potem Hans używa swych kapłańskich mocy i wymadla drobny cud u swego patrona (całe szczęście, że pawęż na tetrzy rzuty przysnęła i udało mi się prawie całkowicie wyleczyć nas wszystkich). Ponadto udaje nam się rozkuć łańcuch Hansa na tyle, że zostaje właściwie sama obręcz z paroma ogniwkami. Postanawiamy się zaczaić na stwora. Czekamy. Prawie w ostatniej chwili Eskel wpada na pomysł by zrobić pochodnie.
   No i się doczekaliśmy. Nagle wychyla się z zarośli i wzrokiem paraliżuje Eskela. Pierre rzuca się na przeciwnika a Hans próbuje docucić towarzysza. W końcu gdy mu się udaje pędzi by wspomóc Pierra. Jest źle bo bestia właśnie ma zamiar podciąć mu gardło. Widać, że nie zdążymy dobiec. Eskel w akcie desperacji ciska w stwora pochodnią i nawet trafia. Efekt jest zdumiewający, bestia chajca się jak nasączona naftą. Już po niej. O dziwo wyszliśmy z tego bez szwanku. Powstaje pytanie co dalej? Po dość krótkiej i wyjatkowo zgodnej naradzie postanawiamy wrócić do ruin i rozprawić się ze zdrajcą.
   Znów się skradamy. Wpadamy na pomysł by magusa, którego się obawiamy najbardziej, zlikwidować jako pierwszego. W końcu reszta to tylko wojownicy więc wiemy czego się spodziewać. Na miejscu Eskelowi udaje się zdjąć jednego strażnika. W ten sposób zdobywamy kusze. Postanawiamy spróbować ustrzelić nią szamana. Niestety ikt z nas nie zna się na strzelaniu. Z braku laku postanawiamy, że Hans spróbuje. Eskel podkrada się od tyłu a reszta od przodu. Wszyscy w środku czyli Jean Claud, szaman, miecznik i kusznik, ku naszemu zawiedzeniu, skupili się przy ognisku. Oznacza to, że tylko Eskel ma szanse wypaść z zaskoczenia a Hansa i Pierra czeka otwarty szturm. Na domiar złego kusznik wyczaił Hansa i zaczął zachodzić reren by sprawdzić co to. Było kwestią sekund gdy nas odkryje mimo, że początkowo brał nas za powracającą bestię. Nie było wyboru, atakujemy.
   Hans wychylił się i strzelił do szamana, oczywiście spudłował (pawęż no i US=37 - 20 = 17). Po tym zaatakowaliśmy. Eskel jest najblizej, wyskakuje od tyłu i prawie w przelocie zarzyna miecznika i wdaje się w walkę z Jeanem Claudem. Hans gdy w końcu dobiega atakuje szamana a Pierre kusznika. (Tu pawęż naprawdę pokazała na co ją stać. Ja, zaawansowany fajter z dwoma atakami, nie mogłem powalić szamana z jednym atakiem ale unikami (!), jak już trafiłem to kolo robił unik, chyba nawet go nie drasnąłem, przez jakieś 5 tur (!!!).). Pierre radził sobie z kusznikiem zaledwie ciut lepiej niż Hans z szamanem. (właśnie powalił go w tej piatej turze i dobiegł do szamana, którego przejął). W tym czasie Eskelowi niespecjalnie szło w walce z rycerzem. Sam był już poważnie ranny (ok połowy ŻYW) a większość jego ataków zjeżdżała po płycie Bretończyka. Wówczas do walki dołaczył się Hans. Mimo przewagi dwóch na jednego udało nam się go zaciukać dopiero po dalszych 5-6 turach. Tu wreszcie mogłem się wykazać, bo nawet go trochę uszczkłem. Na tyle, by go powalić. zanim zdążył się podnieść dopadł go Eskel i dobił. Było po walce. Mogliśmy wracać do pułkownika.

Offline

 

#33 2011-01-28 11:43:15

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: skrót sesji młotka

Ogólnie o sesji

   Była ok. Pomimo pawęży, działała skutecznie jak rzadko kiedy.

   Podobało mi się, że wreszcie załatwiliśmy stwora i jego szefów. Podobało mi się,że jedna z moich obstawianych zgadywajek, to, że  potwór jest jakoś sterowany, okazała się trafiona. Faktycznie był, i faktycznie na "drugim końcu kabla" był szaman. Mam radochę, że celnie obstalowałem, że to wewnątrzbretońska sprawa chociaż jej ostateczny kształt mnie zaskoczył. Spodziewałem się raczej albo sterowanego potwora albo udziału Bretończyków lub któregoś z nich a nie i magusa i rycerza.

   Nie podobało mi się: te ujemne mod. Praktycznie przez całą sesję je mieliśmy. z nimi nawet tacy weterani jak Hans i Eskel mieliśmy poziom świeżynek. (ja np. większość statów miałem na poziomie 30-40). Nie kumam skąd te minusy. Za co? O betonie ze sceny z koniem już mówiłem wyżej.

   Sam odczuwam niedosyt ze swojego udziału w sesji. Właściwie jedyne co mi wyszło to sam pomysł wyprawy wraz z Bretońcami i potem wyleczenie drużyny. W takcie podróży nic się nie działo, uciekającego Jeana Claud nie udało mi się zablokować ani dogonić, w skradaniu pod ruiny znów się wykazał Eskel, w środku jak miałem szansę ponegocjować ze zdrajcą to moje rację nie zostały uznane, swój pojedynek - kopie, przegrałem i ledwo uszedłem z życiem, za to Eskel swój - z psiarnią, wyszedł zwycięsko i o własnych siłach, w trakcie walki z bestią byłem jedynym który nawet nie dobiegł do walki (znowu...) a w trakcie finałowej walki nie mogłem se poradzić ze zwykłym, gównianym szamanem i to przez 5 tur, podczas gdy Eskel w tym czasie dzielnie stawał przeciw opancerzonemu rycerzowi.

   Tak więc podsumowując czuję się po raz kolejny dodatkiem do Eskela, czyli kolesiem który robi za bilet wstępu na salony oraz leczy w razie potrzeby. Nie takiego Hansa Mansteina z Ostermarku, imperialnego weterana wojen na froncie wschodnim i szturmowego kapłana Sigmara (boga-wojownika) chciałbym widzieć. Gdzie mój fajteryzm? Gdzie LD? Jakoś nie widzę tego u siebie. Ja się staram to czy tamto a tu nawet jak MG pozwoli to pawęż działa i dupa zbita... A póki co to jak mówię, eskelowy dodatek i tyle... Bo cokolwiek by mówić o ostatnich ksysiowych sesjach jedno nie podlega wątpliwości: to Eskel był na nich gwiazdą, od początku do końca. A Hans? Okazuje się, że nie zna się nawet na dowodzeniu i zarządzaniu wojskowymi wartami. Ot jaki z niego weteran...

   Tak więc mimo, że ogólnie te sesje mi się podobały, bo były ciekawe i mieliśmy do czynienia z niezłą zagwostką, to z samego udziału swojego BG zadowolony nie jestem.

Offline

 

#34 2011-01-28 17:12:32

Miras

Użytkownik

Punktów :   

Re: skrót sesji młotka

To była ewidentnie sesja pod Eskela Doc. W założeniu Hans miał być dodatkiem do Eskela więc nie masz co sie żalić. Co mnie zaskakuje to finałowa walka z bestia, której Krzysiek dużo uwagi poświęcił.
"Jest źle bo bestią właśnie ma zamiar podciąć mu gardło. Widać, że nie zdążymy dobiec. Eskel w akcie desperacji ciska w stwora pochodnią i nawet trafia. Efekt jest zdumiewający, bestia chajca się jak nasączona naftą. Już po niej."
Hmm, coż,  rozczarowywująca ta bitwa i sposób w jaki ginie...

Aha -  pisze to jako gracz nie jako MG

Offline

 

#35 2011-01-28 20:34:04

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: skrót sesji młotka

Co prawda to prawda,tak ogólnie były to łowy na potwora czyli z założenia Eskel miał powiedzmy 75% większy bonus. Ja miałbym podobny gdyby np. chodziło o poprowadzenie oddziału do bitwy. To kumam i o to się nie kłócę. No nie da rady dogodzić wszystkim w przygódce zwłaszcza jak są różne typy BG.

Chodzi mi o całokształt tych 3 sesji...

-Inicjatywa - Np, mam niezłą inicjatywę ZRĘ=50 ale przy Eskelu i przeciwnikach jestem zwinny jak ork więc przez wszytkie te sesję miałem perkę: zawsze uderza jako ostatni. Nawet magus był żwawszy! W efekcie tego, walki kończyły się lub były roztrzygnięte zanim zdążyłem się udzielić.

-Walka - No i niby jestem fajter a to na Eskelu spoczywał główny ciężar walk. (w pierwszej walce Eskel podźgał stwora a ja nawet nie dobiegłem, w walce na kopie dostałem w ryj, padłem i Eskel musiał mnie ratować, sam Eskel z psiarnią, w walce z bestia na wzgórzu wykazał się BN i Eskel a ja jako jedyny nie wziąłem udziału w walce, a w ostatniej walce znów Eskel mężnie stawał przeciw rycerzowi a ja nie dałem rady zaciukać jakiegoś szmaciarza co nawet broni nie miał). No sam powiedz spodziewał byś się takiego poziomu walk po V-levelowym fajterze?

-wszelka Inicjatywa jaką się wykazałem okazała się chybiona albo wręcz szkodliwa. Przez wszystkie 3 sesję próbowałem rozkiminić kto jest przeciwnikiem, jak go dorwać i przechytrzyć. Gadałem z ludźmi, zastawiałem pułapki, zasadzki, kombinowałem w bibliotece, zbierałem dane nawet o Bretońcach i wszystko to okazało się chybione.  Nie udało mi się go zgarnąć, złapać ani nawet przewidzieć jego ruchu. Cały czas robił co chciał. Jedyne co okazało się trafne to odwiedzenia Eskela od wyprawy w las i przekierowanie jej na ruiny. Tylko to okazało się trafne.

-Lider - wedle statów Hans to niezły Lider, umie przekonać, zastraszyć, zagadać, poplotkować innym słowem umie się znaleźć w każdej sytuacji i zagadać z każdym tak by trafić. No a okazało się, że chyba nie przekonałem nikogo na kim mi zależało. Nie przekonałem cieciów by byli czujni i nie łazili w pojedynkę, nie przekonałem Bretońców by spali razem w pokoju, nie udało mi się uzyskać żadnych informacj od Jeana Clauda. Jednym słowem cała sztuka przekonywania była do wyrzucenia tak jak by jej nie było, jakbym grał zwykłym cieciem a nie podoficerem i kapłanem nawykłym do przekonywania ludzi do swoich racji nawet jak początkowo są im przeciwni. Własciwie udało mi się przekonac do swojego zdania tylko tych którzy i tak mieli zdanie zbierzne np. Bretońców do wyjazdu. Czy tak twoim zdaniem wygląda zachowanie lidera? Wodza? Przywódcy? Ja inaczej to sobie wyobrażam.

(a swoją drogą to beton z tą Inicjatywą. Myślę, że chodzi o to, że nawet przy różnicy 90 pkt to nie jest aż tyle by całkowicie dochodzi do takich paradoksów, że np. elf z 3 Atakami zdąży zarżnąć potężnego ale powolnego orka zanim ten się ruszy. Jest szybszy ale nie aż tak, by orczas nie mógł nic zrobić. Jak dla mnie właśnie dochodzi do momentu w którym ktoś może kogoś zaatakować zanim ten wykona swoje Akcje. Myślę, że nawet jeśli różnica jest tych 90 pkt to nie jest na tyle duża by temu z INI=10 całkowicie zabrać wszystkie Akcje. Weźcie na chłopski rozum. Walka trwa turę czyli 10 sekund. Nikt nie jest aż tak szybszy (nie mówię o trafieniach czyli o WW) aby całkowicie zadać wszystkie swoje ciosy zanim przeciwnik wykona swoje. W końcu należy pamiętać że i ten z INI=90 i ten z INI=10 wykonują swoje ruchy W TEJ SAMEJ TURZE czyli jednocześnie. Podział na Tury jest sztuczny i ma na celu ułatwienie rozgrywki. Przecież odnosząc się do reala obaj wykonują swoje akcję jednocześnie. en z wyższą Inicjatywą ma sznsę wykonać swój PIERWSZY ruch ciut wcześniej od przeciwnika. PIERWSZY a nie WSZYSTKIE. Powiedzmy, że na tą turę z 10 sekund składa się 10 ataków każdego przeciwnika. To taki elfior wykonuje swój pierwszy atak po czym atakuje ork swym pierwszym atakiem a następnie elf tnie po raz drugi itd. W momencie gdy pozwala się elfowi wykonać wszystkie akcje to jak traktowanie jego przeciwnika jak unieruchomionego celu. To tak jakby mógł wykonać wszystkie 10 ciosów w nieruchomy cel. Myślę, że skoro wszyscy skłaniamy się ku realizmowi w grze trzeba coś z tym zrobić. Ja proponuje kończenie pełnej kolejki nawet jeśli ktoś zginął. Właśnie dlatego, że walka trwa jednocześnie. Byłoby to swego rodzaju oddawanie pośmiertne ale umożliwiłoby istotom o słabszej Inicjatywie jakikolwiek atak. Trupy czy nieprzytomni byliby wyłączeni z walki między turami.)

Offline

 

#36 2011-01-28 20:48:27

Doc

Użytkownik

Punktów :   

Re: skrót sesji młotka

Co mnie zaskakuje to finałowa walka z bestia, której Krzysiek dużo uwagi poświęcił.

No wiesz,główny atut stwora był w jego tajemniczości, nieznanego celu i pochodzenia. W momencie jak się okazało co to i dlaczego przestał być straszny i groźny. Okazał się zwykłym potworem do ubicia. Tylko na te spojrzenie trzeba było uważać. Sam trochę, żałuję, że bestia okazała się aż tak łatwopalna, nic nie zdążyliśmy zrobić. Ja miałem dosłownie parę kroków od niego a to podziel se przez połowę bo byłem w biegu gdy ostał pochodnią a gdy dobiegłem drugą połowę kolo się chajcał tak, że był nie do uratowania. Naturalnie cieszę się, że tak się stało bo inaczej stracilibyśmy Pierra i wówczas walka w zamku byłaby 2/5 a nie 3/5. Ale naturalnie żałuję, że to nie ja ubiłem poczwarę tylko Eskel. Znowu...

Offline

 

#37 2011-02-28 03:45:49

 Desantnik79

Użytkownik

Punktów :   

Re: skrót sesji młotka

No i co? Graliscie w cos? W co? Z kim? Kto misiuje?

Offline

 

#38 2011-03-06 13:41:09

Miras

Użytkownik

Punktów :   

Re: skrót sesji młotka

Grali, u Jara w Młotka. Na maila naskrobałem ci co nieco

Offline

 

#39 2011-03-11 20:35:06

 Desantnik79

Użytkownik

Punktów :   

Re: skrót sesji młotka

No czytalem, dzieki za relacje. Mam nadzieje, ze nie ostatnia. Kiedy tera gracie? Dalej Jaro misiuje? I gracie w m1 czy m2?

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
UbytovĂĄnĂ­ Trenčín Lodging Großheide psychoterapia Piła slaskiots